Sprzęt wygląda mniej więcej tak:


Miałem glebę i zniszczyłem sobie więzadło boczne w kolanie przez Nią a przy okazji pobiłem plastiki po czym je nieudolnie posklejałem i jeździłem tak wyglądającym moto przez cały sezon 2016 a zrobiłem sporo km...

Po kupnie Yamaha zachorowała i stukała zębatka niedokręcona kosza sprzęgłowego o ile pamiętam
Po zlikwidowaniu stuków długo się nie cieszyłem. Nagle pokazała się za Mną kupa niebieskiego dymu podczas jazdy na 1 biegu na 3 tyś obrotów a z komina zaczął wydobywać się olej...
Przeprowadziłem więc kompletny remont góry silnika dla świętego spokoju i żebym wiedział co mam...
Przy okazji okazało się że pierścionki miały po 1 mm luzu na zamkach także pewnie stąd ten olej chociaż nie jestem pewien...
Szlif, tłok TKRJ, nowe uszczelniacze, uszczelki, regulacje... Korba nie ma luzów.
Złożyłem to do kupy, dotarłem, zmieniłem napęd i mechanicznie niemal nie ma się do czego czepić tylko jeszcze ten wygląd i z tym walczę. W styczniu 2017 rozebrałem Yamaszkę do golasa i plastiki dałem profesjonalnemu lakiernikowi. Stwierdził , że da radę ogarnąć połamane plastiki. Ma zrobić też tak że lakier nie będzie pękać na miękkich - tylnych plastikach. Czy się uda? Mam nadzieję. Dodam, że nie mam zamiaru się już wywalać i pchać w teren ze względu na wcześniej wspomniane więzadło w kolanie. Yamaha posłuży Mi teraz jako dobry kompan do wycieczek zarówno niedzielnych po szutrach wkoło komina jak i całoweekendowych czyli trasy po 400-500 km dziennie i tak przez sezon 2017. Potem? Potem Kat.A i zaczynam przygodę z 4 cylindrami ;)


A tak chcę Ją zrobić
