W niewysilonych jednostkach, 4T ma same zalety.
Kupisz silnik w dobrym stanie to normalnie jeżdżąc nie dotykasz niczego przez długie lata. Jak sprzęt Ci się znudzi to odsprzedasz i kolejny właściciel będzie tym latał.
Koszty ewentualnego remontu są powiększone o kilka stówek (łańcuszek rozrządu, zawory, uszczelniacze), ale o ile rzadziej wymienia się je w stosunku do szlifów, nowych tłoków, korb i łożysk w 2T?
W silniku 4T wszystkie ruchome elementy są smarowane normalnym olejem, a nie tylko jego drobinami rozproszonymi w paliwie jak w 2T.
Przykład: mam hondę TRX250 i DT od 5-ciu lat, przy hondce regulowałem jedynie raz zawory, a DT zjadła mi już dwa tłoki, jest nowa korba i komplet łożysk, no i ostatnio wysrało uszczelkę pod głowicą.
Jeśli chcesz motor do długiej jazdy to tylko 4T, silnik 2T jest nieprzewidywalny. Jednego dnia wszystko jest super, następnego odpalasz i tłok wali w okno wydechowe, albo pęka pierścień i podobna historia.
Silniki 4T nie robią takich numerów, a jak coś się zaczyna dziać to ucho to wykryje, ale i tak będziesz mógł dalej kręcić kilometry zanim się zabierzesz za naprawę.
PS. Od wczoraj w garażu mam DR125, niby sprzęt dla żony, ale wydaje mi się, że to ja będę na nim nawijał kilometry, a DT będzie na niedzielę do kościoła