Posiadam yamahe dt 125 r 91', na dotarciu
Na początek napiszę w czym tkwi problem, a niżej historię jak do tej sytuacji doszło.
Problem: Strzela, chce gasnąć na wysokich obrotach przy docieraniu
Historyja: Po zakupie dt zrobiłem całkowity remont silnika. Nowy wał, tłok, szlif cylindra, uszczelka pod głowicą, wszystkie łożyska wraz z simmeringami, nowe tarcze i sprężyny na sprzęgle i kosz wew.(zabierak) sprzęgła.
Gdy w końcu odpaliłem motor, starałem się stosować do wskazówek napisanych na tym forum. Pierwsze 30 km oszczędzałem bardzo motor, nie działa obrotomierz więc zmieniałem biegi gdy czułem że się zrywa. Nie cisnąłem yamahy, jechałem w stylu "niedzielnym". Po spalonych ok. 5-7 litrach mieszanki(nie wiem ile km, ale podejrzewam że coś koło 30 km, może więcej), zacząłem czasami dawać ciut więcej "w palnik" ale wciąż pamiętając że dt jest na dotarciu i sprawdzając czy nie rośnie temperatura. Gdy wracałem do garażu włączałem nawet domowy wiatrak żeby przez chwile jeszcze miał chłodzenie. Dziś kończąc ok. godzinną jazdę, podkusiło mnie by pojechać na skrót polem(ściernisko) i wjeżdżając już na drogę polną motor nagle stracił moc na 2 sekundy, przekręciłem manetkę żeby dodać gazu, po czym zgasł. Odpalił za 5 razem na ssaniu i tu teraz moja głupota - zapomniałem zamknąć ssanie i dojechałem tak do domu(700 metrów) i włączyłem mu domowy wiatrak by się chłodził. Poczekałem 2 minuty, zorientowałem się że głupi ja, miałem ssanie włączone, zamknąłem i za 4 razem odpalił(za każdym kopniakiem coraz bardziej chciał odpalić, jakby był zalany). Następnie wszystkie razy odpalał za pierwszym.
Poczekałem 2 godziny, aż będzie chłodny, chciałem sprawdzić czy odpali za pierwszym razem, odpalił. Wszystko fajnie, ubrałem się i pojechałem się przejechać. Jadąc przez chwile asfaltem chciałem go schłodzić więc dałem 6 i przez chwile jechałem mułem(5-7 sekund) lecz musiałem wjechać pod lekką górkę, więc redukcja na 5 i manetka do końca. Nie miał przypływu gwałtownej mocy ale lekko się rozpędzał, po ok. ponad 5 sekundach nagle strzelił z tłumika i jakby chciał mi zgasnąć, zabrakło mu mocy. Zawróciłem i dojechałem powoli do domu.
Nie jestem dobrym kierowcą motoru, szczerze mówiąc jeszcze się uczę, więc podejrzewam że pieniądze na remont wywaliłem w błoto i lekko zatarłem silnik. Mylę się czy mam rację? Jeśli się mylę to co mogło być powodem strzału z tłumika i nagłego braku mocy?
Pozdrawiam i z góry dziękuję za pomoc
